logo vivaoliva

projekt realizowany przez
Fundację Wspólnota Gdańska

logo wspólnota gdańska

Skarby Oliwian

skarby oliwian

Wesprzyj nas 1,5%

Jesteśmy Organizacją Pożytku Publicznego. Wesprzyj kulturę i sztukę przekazując 1,5% podatku:
KRS 0000286430

Podsumowanie roku 2023 - kliknij tutaj, aby zobaczyć

Podsumowanie roku 2022 - kliknij tutaj, aby zobaczyć

Dokumenty informacyjne

Skarby oliwian


skarby oliwian przeglądaj skarby o projekcie partnerzy kontakt galeria wszystkich skarbów

Jutta Szuster

Jutta Szuster, urodzona 24 grudnia 1936 roku w Gdańsku. Oliwianka od urodzenia. Posiada ogromną wiedzę na temat historii Oliwy, którą chętnie dzieli z innymi biorąc udział w licznych spotkaniach, np. w ramach Oliwskiej Akademii Sztuki.

„Urodziłam się w Szpitalu pod Bocianem, na ul. Klinicznej w Gdańsku. Prawie całe życie spędziłam w Oliwie. Był czas, kiedy mieszkałam u ciotki, siostry mojej mamy. Dokładnie od 1946 roku, od momentu kiedy mama została beż męża – mojego ojca zabrali Rosjanie i słuch po nim zaginął. Mamie było bardzo ciężko, wcześniej nie pracowała, a po wojnie powstał chaos. Moja mama i jej siostra Anna ustaliły, że przeprowadzę się na Dolny Śląsk, do miejscowości Kowary, by zamieszkać tam z ciotką i jej mężem Stanisławem. Moja siostra została z mamą. Ciotka i wujek zostali wywiezieni przez Niemców z Warszawy, właśnie do Kowar, by pracować w fabryce rękawiczek w czasie wojny. Po wojnie zastało ich tam wyzwolenie. Dostali gospodarstwo, ogromne i w pięknym stanie. Właśnie tam mieszkałam przez 2 lata. To były piękne lata mojego życia. Lata niewinności dziewczynki, która wszystko lubiła i której starano się zapewnić jak najlepsze dzieciństwo. Gdy w Kowarach zaczęto zakładać kołchozy, to wujostwo uciekło do Bydgoszczy. A ja z nimi. W Bydgoszczy zrobiłam maturę. Fakt niebycia tutaj w Oliwie przez cały czas przyczynił się do tego, że niewiele ludzi tutaj znam. Najwięcej osób poznaje się w szkole. To tam powstają przyjaźnie, które trwają często przez całe nasze życie.
Z Oliwą jestem bardzo związana. Mam swoje ukochane miejsca – np. Dolinę Radości (często jeżdżę tam na rowerze). Pamiętam ją jak jeszcze nie była zabudowana - to była wielka, piękna łąka. Ponadto lubię Kuźnię Wodną czy okolice ulicy Kościerskiej.
Obecnie bardzo dużo czasu poświęcam wnukom – Monice i Miłoszowi. W wolnych chwilach jeżdżę na basen solankowy w Sopocie - co uwielbiam. I jeżdżę na rowerze. Bakcyl chwyciły moje wnuki i razem z nimi jeździmy „gdzie się da”, nawet na długie trasy, a także na organizowane Wielkie Przejazdy Rowerowe. W wolnym czasie zajmuję się też pracą w ogrodzie - robię to czasami z porządku rzeczy, czasami z lubienia.

Mam wiele skarbów, wszystkie są dla mnie wyjątkowe. Przede wszystkim zdjęcia. Bo nie ma dużo zdjęć z tamtych czasów. Teraz się ich tyle robi, że tracą one czasami na znaczeniu. Dawniej każde zdjęcie podpisywano, by jak najmocniej zachować w pamięci nie tylko sam obraz, ale też kto jest na tym zdjęciu, gdzie zostało zrobione i w którym roku. Teraz się tego nie robi. A ważne jest by pamiętać przeszłość jak najdłużej i dzielić się nią z młodszym pokoleniem.”

Fotografie skarbu/ów:
skarb skarb skarb skarb skarb skarb skarb skarb
Historia skarbu/ów:

P1
To mój dom rodzinny w Oliwie, na ul. Alfa Liczmańskiego 3, która przed wojną nosiła nazwę Jahnstrasse. Nadal w nim mieszkam. Mój dziadek, ze strony ojca, kupił go w 1911 roku. Po jego śmierci, w 1923 roku, dom przeszedł w posiadanie mojej babci i jej czwórki dzieci, w tym mojego taty. Po wojnie dom został upaństwowiony – przyszła władza ludowa, więc wszystko było dla ludu… Bardzo długo trwało odzyskiwanie przeze mnie jego części. Udało się to zrobić dopiero 6 lat temu. Obecnie mam w nim udział w 0,208 częściach (ponad 1/5 części). To zdjęcie zostało zrobione w 1938 roku. Ma formę pocztówki. Nie pamiętam kto je zrobił. Może ktoś z mojej rodziny?

P2
Na tym zdjęciu siedzę na skrzyni, która zabezpieczała okno piwnicy służącej podczas wojny jako schron. Zdjęcie to zrobiono w ostatnich latach wojny. Moje dzieciństwo pod koniec wojny nie było beztroskie. Częste ostrzeliwania i alarmy przeciwlotnicze zmuszały mieszkańców Gdańska do szukania bezpiecznego miejsca schronienia. W każdym domu piwnica została przeznaczona na schron. Tu właśnie siedzę na wielkiej skrzyni wypełnionej piaskiem, która miała zabezpieczać piwniczne okno. Pamiętam, że każdego wieczoru starannie składałam ubranie, by w razie nalotu szybko się ubrać. W tamtym czasie często na niebie rozbłyskiwały bomby świetlne, jednak na szczęście nigdy żadna z nich nie spadła na naszą dzielnicę.

P3
Na tym zdjęciu jestem ja, jak byłam bardzo malutka. Siedzę w wielkim, śmiesznym wózku (takie były wtedy modne) w naszym ogrodzie przy domu na Liczmańskiego. Zdjęcie zostało zrobione w 1937 roku, wczesną wiosną. Pierwsze lata mojego dzieciństwa, a tym samym II wojny światowej nie burzyły mojego świata. Byłam jeszcze zbyt mała by odczuć obecność toczącej się wojny. Wiodłam zatem zwyczajne życie dziecka.

P4
To jest zdjęcie mojej mamy. Zostało zrobione w  zakładzie fotograficznym „Atelier” w Bydgoszczy. Wiem to dzięki pieczątce znajdującej się z tyłu. Mama urodziła się w 1901 roku, więc na tym zdjęciu mogła mieć 25 lub 26 lat. Człowiek nie wypytuje rodziców w odpowiednim czasie o takie szczegóły kiedy oni jeszcze są z nami… Z tyłu zdjęcia jest napisane „Ku trwałej pamięci ofiaruję Ci – Twoja Waleria”. To dedykacja dla mojego ojca. Z tyłu zachowało się kilka znaczków, więc możliwe, że to zdjęcie zostało wysłane jako pocztówka.

P5
Na tym zdjęciu jestem ja, moja córka Anna i wnuczka Monika. Trzy pokolenia kobiet rodziny Szuster. Zdjęcie zostało zrobione latem 2003 roku w ogrodzie na Liczmańskiego. Moje wnuki dużo czasu spędzały w Oliwie. I tak jest do dzisiaj mimo, że mieszkają w innej dzielnicy. Jak były mniejsze, to często bawiły się w naszym ogrodzie, miały tam nawet domek na drzewie i basen. Urządzaliśmy dla nich urodziny i bawiliśmy się w różne gry i zabawy, które pamiętałam jeszcze z harcerstwa, np. przeciąganie liny. Ten ogród był i jest pasją mojej córki. Już od małego kochała przyrodę. Dlatego poszła na biologię.

P6
Ten kufel jest bardzo stary… Dostałam go od wujka Stanisława na 18-ste urodziny. I jednocześnie był to prezent z okazji zdanej matury. Dostałam takich kufli aż pięć sztuk. Nie jest wykorzystywany. Stoi sobie jako ozdoba. Myślę, że został kupiony w sklepie z antykami w Bydgoszczy. A pierwotnie został przywieziony z Berlina.

P7
Ten sznur bursztynów otrzymałam od męża z okazji narodzin naszej córki Anny Kariny. Nie zakładam go często. Rzadko noszę biżuterię. Jestem typem „sportowym”, jeżdżę dużo na rowerze, a taka biżuteria do tego nie pasuje, no i przeszkadza. Ale na jakieś uroczystości to go zakładam. Bardzo lubię bursztyn, biżuterię z niego stworzoną. Mam trochę takich naszyjników, ale ten jest szczególny ze względu na powód, dla którego go dostałam. Naprawdę jest dla mnie wyjątkowy.

P8
Te sztućce są w moim domu od zawsze. Są ważną pamiątką rodzinną. Niestety zostały zdekompletowane przez wojnę, przez radziecki szaber. Przed wojną i w czasie wojny były zawsze używane podczas większych uroczystości rodzinnych. Ich resztki leżą teraz w szufladzie, pozbawione myślenia o nich w zakresie użytkowym. Choć szpikulca używamy czasem podczas grilla do przekładania mięsa.
Sztućce leżą na haftowanym obrusie, który idealnie nadaje się na duży,  prostokątny stół. Jest bardzo ładny. Obrus ten dostałam za zdaną maturę i mam go już około 60 lat. To prezent od mojej cioci Anny. Może to ona go wyhaftowała? Na pewno obrus ten ma już około 100 lat. Używamy go podczas uroczystości rodzinnych oraz w czasie świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Ale tylko na potrawy słodkie. Mimo swoich lat, wciąż wygląda znakomicie. Nie muszę o niego specjalnie dbać – piorę go w pralce.

Opracowanie tekstu: Ewa Labenz

wróc do góry