Skarby oliwian
Mieczysław Nurek
Mieczysław Nurek, urodzony w Bydgoszczy w 1945 roku. Historyk, wieloletni pracownik Uniwersytetu Gdańskiego. Jego największą pasją są góry.
„W Oliwie, przy ulicy Asnyka, zamieszkałem we wrześniu 1945 roku. W moim życiu kilkakrotnie zmieniałem miejsce zamieszkania, jednak zawsze (z wyjątkiem przeprowadzki do Sopotu) „trzymałem się” oliwskich ulic – mieszkałem przy ulicy Grunwaldzkiej, ulicy Leśnej, a od 2012 roku mieszkam przy ulicy Krzywoustego.
W dzieciństwie często odwiedzałem górę Pachołek. Jeździliśmy tam często na nartach lub sankach. Sentyment pozostał do dzisiaj, tak jak do podwórek przy ulicy Asnyka, które pamiętam z najmłodszych lat.”
Fotografie skarbu/ów:
Historia skarbu/ów:
P1
Zdjęcie to otrzymałem od wnuczki pani Aleksandry Masy, opiekunki (siostry cywilnej), która na prezentowanej fotografii siedzi wśród swoich wychowanków – dzieci z ochronki w Oliwie przy ulicy Cystersów. Zdjęcie zostało zrobione w czasie II wojny światowej.
Wiem, że jeszcze w 2004 roku pani Aleksandra Masa mieszkała w Tczewie.
P2
Urodziłem się w marcu 1945 roku w Bydgoszczy, chociaż rodzice są pomorzanami, mama pochodzi z okolic Sierakowic, tata z okolic Skarszew. Ojciec przed wojną pracował w Toruniu. Był kolejarzem. W czasie wojny walczył nad Bzurą, dostał się do niewoli skąd wydostał się szczęśliwie, ale to już jest osobna historia, którą ja znam ze słyszenia. Czas wojny rodzice spędzili w Bydgoszczy. Później w maju 1945 roku ojciec otrzymał przeniesienie służbowe do nowo tworzonej dyrekcji kolejowej w Gdańsku. Z papierami, bo cały dobytek, również to co wiózł w wagonie, musiał być poświadczony, że to jest jego, a nie delikatnie rzecz ujmując po drodze nabyte. Było to uzasadnione, bo czasy powojenne były bardzo trudne, kto nic nie miał robił wszystko, żeby coś mieć. Miał więc ojciec taki dokument dający prawo przewieźć dobytek z Bydgoszczy do Oliwy, gdzie było wyszczególnione wszystko, prawie co do garnka. Zamieszkaliśmy we wrześniu 1945 roku w Oliwie przy ulicy Asnyka 7 m.9. To było mieszkanie trzypokojowe. W jednym pokoju mieszkał starszy pan Niemiec, nazwisko Klatt. Poinformował nas, że będzie tu tylko chwilę, do momentu kiedy dołączy do niego rodzina, z którą wyruszy do Niemiec. Rodzina przyjechała i okazało się, że państwo chcą zostać. Okazało się również, że pan w Wolnym Mieście Gdańsku był lewicowym działaczem, a może nawet komunistą. Tak zaczęła się dosłownie mówiąc walka, oni szukali swoich atutów, a my swoich, żeby pozostać w tym mieszkaniu. To trwało 10 lat do 1955 roku. Wówczas musieliśmy to mieszkanie opuścić.
P3
Dlaczego to trwało tak długo i nie wyrzucili nas wcześniej? Funkcjonowali wówczas tak zwani blokowi, którzy pełnili społeczną pieczę nad kompleksem budynków. U nas takim blokowym był pan Szynkowski, który znał sytuację i właściwie ją oceniał. Jednak jego starania, pisma, poświadczenia na niewiele by się zdały, gdyby rodzice nie pozostali w czasie wojny Polakami, to znaczy, że nie podpisali Volkslisty. Wtedy to był argument nie do odrzucenia. Zdarzały się często rzeczy dramatyczne i tragiczne wręcz, jeżeli nie można się było wykazać dokumentem z czasów wojny gdzie było napisane „Pole” . Ludzie lądowali na bruku lub na obrzeżach miasta. Ja do dziś ten dokument mam. To jest Kennkarte z czerwonym paskiem, z czasów okupacji. Mam też legitymację ojca, na której jest narodowość „Pole”. Ojciec był pracownikiem fizycznym na dworcu kolejowym w Bydgoszczy. Jeździł tam na wózku akumulatorowym. Te dokumenty nas uratowały. Nie wyrzucili nas na ulicę od razu, czy nie wywieźli na taczce, bo to się również zdarzało. Ostatecznie rodzice przegrali walkę z Niemcem o to mieszkanie. Zostaliśmy zmuszeni do wyprowadzenia się na ulicę Grunwaldzką 491 m.1. Przegraliśmy pomimo że Tata został przeniesiony służbowo do pracy w Dyrekcji Kolejowej w Gdańsku, dlatego otrzymaliśmy przydział służbowy na mieszkanie przy ulicy Asnyka 7 m.9.
Opracowanie tekstu: Ewa Labenz, Magdalena Majchrzakowska
wróc do góry