Skarby oliwian
Zygmunt Rykała
Zygmunt Rykała jest oliwianinem od ponad 40 lat, a oprócz tego gawędziarzem, a poza tym humorystą, muzykiem i członkiem, od pierwszego składu, Gdańskiej Kapeli Dominika, żegluje po morzach, żegluje przez życie z wielkim apetytem na smak każdej chwili.
Moi rodzice przyjechali z kieleckiego na Żuławy do miejscowości Nowa Cerkiew w 1947 roku a ja urodziłem się po kilku miesiącach w tejże wsi na porodówce nad sklepem. Potem przeprowadzaliśmy się parę razy. Zrządzeniem losu, w wieku 14 lat, poszedłem do szkoły zawodowej CZSP czyli Centralnego Związku Spółdzielczości Pracy i uczyłem się sztuki zegarmistrzowskiej. Prawdę mówiąc szkołę skończyłem dzięki przychylnym profesorom, bo nie lubiłem się uczyć. Patrzyłem przez okno jak przemijają pory roku i szkoda mi było tracić czas w czterech ścianach. Po szkole zawędrowałem do Oliwy, pierwsza praca w Zakładach Mechaniki Precyzyjnej na Beniowskiego, gdzie pracowałem 10 miesięcy, kwatera w kamienicy za dzisiejszym Hotelem Oliwskim, na ulicy Piastowskiej 3, gdzie mieszkałem 7 lat. I od tego czasu to już była moja dzielnica. Zielona, wesoła, młodzieńcza. Dużo się wówczas działo. To był żywioł, koledzy, sobotnie wypady. Jednym z moich wspomnień z lat 60 tych jest wesołe miasteczko, które przyjechało na placyk, ten, gdzie teraz stoi Mac Donald’s. Była tam tak zwana beczka śmierci, facet na motorze jeździł w poziomie. Ja kupiłem sobie motorower „Komar”.
Z biegiem czasu próbowałem swoich sił w różnych miejscach, w jednych pracowałem dłużej w innych krócej. W końcu trafiłem do firmy Jubiler, gdzie zakotwiczyłem na lata 1967-1973. Nie chciałem być zegarmistrzem, ale tak się jakoś składało. W tak zwanym międzyczasie, dostałem wyczekane mieszkanie w Oliwie, blisko ulicy Tatrzańskiej, gdzie mieszkam do dziś. Pracowałem w różnych filiach Jubilera w Gdyni, Sopocie, na Stogach. I właśnie na Stogach znalazł mnie kolega z Sobieszewa, muzyk, który wówczas grał na saksofonie w restauracji, do kotleta. Powiedział, że powstaje nowa kapela i mógłbym do niej dołączyć. Zgodziłem się i to był początek Gdańskiej Kapeli Dominika.
Fotografie skarbu/ów:
Historia skarbu/ów:
Gdańska Kapela Dominika powstała na potrzeby Jarmarku Dominikańskiego. W 1973 roku w czerwcu ruszyły pierwsze próby. Na jarmarku byliśmy od świtu do zmierzchu. Graliśmy na rozpoczęcie, a potem wsiadaliśmy na taki drewniany wóz zaprzężony w dwa konie i grając jeździliśmy po starówce. Ledwośmy wjechali na Mariacką, a tam już pani Żebrowska z firmy bednarskiej tu z Oliwy z tacą z naleweczkami w beczułkach stoi i czeka na nas. Graliśmy cały dzień z małymi przerwami. A co się zarobiło do czapki, wio koniku, wydawaliśmy przy tak zwanej starej stoczni, gdzie kanał Raduni uchodzi do Motławy. Była tam taka pijalnia piwa, chyba pod kasztanami, kolejka stała przy niej zakręcona, ale wiadomo, kapela przyjechała trzeba przepuścić. Skończył się jarmark i rozpoczęła się nasza kariera. Graliśmy praktycznie w całej Polsce. Zapraszały nas różne estrady: olsztyńska, białostocka, jeleniogórska, wrocławska. Jeździliśmy w trasy, mieliśmy program estradowy i uczyliśmy się warsztatu. Po niedługim czasie zainteresował się nami impresario, który prowadził grupę Jacka Fedorowicza. Należeli do niej między innymi Bohdan Łazuka, Tadeusz Ross, Piotr Szczepanik, Ryszard Markowski. Przez trzy lata jeździliśmy razem. Potem już było tak dobrze, że z jednej trasy lecieliśmy w drugą. Różne też mieliśmy przygody, jedne bardziej zabawne, inne mniej. Na przykład swego czasu, a było to w 1977 roku, zostaliśmy zaproszeni na festiwal kapel ulicznych w okolice Dortmundu. Graliśmy tam jako jedyna kapela zza żelaznej kurtyny. Oprócz tego były zespoły z Nowej Zelandii, z Włoch. I tam wynikła dziwna historia. W brukowcu ukazał się sfingowany wywiad ze mną jako dzieckiem z Polski, bo ja tam wykonywałem taką piosenkę, w której śpiewałem „ja chcę się bawić, bawić, bawić, i mam dopiero 11 lat” więc wszyscy brali mnie za dzieciaka. W wywiadzie rzekomo powiedziałem, że mnie się tam bardzo podoba i nie chcę wracać do swojego kraju, do komunizmu. Stracha miałem i już myślałem o pozostaniu w Niemczech, ale na szczęście nikt tego brukowca nie czytał.
W latach 80 tych, jako kapela, wystawialiśmy też bajki dla dzieci. Pamiętam występy na Śląsku, w Zawierciu, tam gdzie są te słynne zakłady metalowe. Pierwsze przedstawienia rozpoczynało się o 7:15. Pracownicy z dziećmi czekali na widowni, chętnych było dużo. Graliśmy trzy przedstawienia, a potem około 12 lecieliśmy do Mikołowa na obiad i jeszcze dawaliśmy trzy koncerty dla dorosłych. Zamieszania było, ale i dobrze się z tego żyło. Wcześniej jako zegarmistrz zarabiałem 1200 zł miesięcznie, a za występy 8000 tygodniowo.
Kapela istniała bite 16 lat do znamiennej daty 18 czerwca 1989 roku, zagraliśmy wówczas na takim mittingu wyborczym w Starogardzie, a potem jechaliśmy na urlopy, na wakacje, które się już nigdy nie skończyły. 1 sierpnia nastąpiło urynkowienie i inflacja. Nikt nie myślał o rozrywkach tylko jak tu przeżyć, wszystkie kalkulacje były do niczego, załamał się rynek estradowy. I kapela po prostu skończyła się. A ja pojechałem do naszego byłego impresaria, który kupił kawał ziemi 30 km za Olsztynem i zacząłem pracować u niego na ciągnikach w polu. Jeździłem Ursusem 60 tką, potem 80 tką po torfiastych łąkach. Wiadomo, chłopak wszystko musi umieć. Pracowałem też przez 13 lat jako listonosz na oliwskiej „piątce”. Po pewnym okresie artystycznego niebytu, skrzyknęliśmy się z kolegami i pograliśmy jeszcze parę lat, ale raczej tak dla zabawy, przypomnienia, że istniała kapela i muzyczny folklor miejski. Lubię scenę i światła reflektorów, więc co jakiś czas znów budzi się we mnie chęć do występów. Zdarzyło mi się wystąpić, wraz z małżonką, w programie Ewy Drzyzgi „Rozmowy w toku”. Efektem tego programu było między innymi to, że spostrzegła mnie reżyserka teatralna z Rzeszowa i kiedy szukali niskich osób do obsady opery Wolfganga Amadeusza Mozarta „ Kamień Filozoficzny” w Teatrze Wielkim w Łodzi, skontaktowali się ze mną i w ten sposób stanąłem na teatralnych deskach. Z tą operą pojechaliśmy również do Holandii.
P1. Dominik, czyli Zygmunt Rykała, na zdjęciu 30 paro letni, z kierownikiem Edkiem na estradzie.
P2. Folderek z pierwszego festiwalu , na którym grała Gdańska Kapela Dominika, Przemyśl 1978 rok.
P3. Afisz z lat 80 tych, Zygmunt Rykała jako super bohater leci uczepiony balonu.
P4. Jedna z dwóch pocztówek dźwiękowych wydanych przez Gdańską Kapelę Dominika, ta z pierwszym składem, z kierownikiem Wasilewskim na banjo.
P5. Tekst piosenki napisany dla Gdańskiej Kapeli Dominika, najprawdopodobniej o panu Zygmuncie. Autorem jest Bogdan Malach członek Gdańskiej Kapeli Podwórkowej, autor tekstów piosenek oraz szarad do Rozrywki.
P6. Nowa odsłona Gdańskiej Kapeli Dominika.
P7. Zdjęcia z rodzinnego albumu.
Opracowanie tekstu Magdalena Majchrzakowska
wróc do góry